Znajomi, którzy widzieli "Kill Bill 1-2" w kinie zachwalali, kusili, obiecywali nie wiadomo , jakie widowisko i jakie doznania. A ja powiem tak: najzwyczajniej w świecie straszliwie się rozczarowałam, gdy pierwszy raz obejrzałam ten film (bo mimo rozbicia na 2 części, każdy to widzi, że to całość, oczywista oczywistość, o której niepotrzebnie piszę). Boże, to było wręcz dziwaczne uczucie. Świat to byli fani Killa Billa i ja
hehe
Spodziewałam się po prostu czegoś zgoła odmiennego, bo ja wiem, więcej atmosfery rodem z Wschodu i innej atmosfery. Moja wina, prawo pierwsze: zanim nie zobaczysz, nie wyobrażaj sobie, nie rozczarujesz się
Wiele scen walki (jatek) oglądałam na podglądzie, po prostu nie mogłam zdzierżyć, za dużo (zwlaszcza w tej "restauracyjce"), za często i po co? Przejaskrawienie, ale już takie, że zgroza mnie ogarniała.
Ostatnio miałam okazję obejrzeć film powtórnie. Z większym chyba dystansem. Akurat projekcja miała miejsce pod gołym niebem
Dosyć mi się podobało.
Po prostu pastisz.
"Nie sztuka szanować swego mistrza, kiedy jest on miły i łagodny, ale wtedy, kiedy jest twardy i bezlitosny."
"Stado dzikich kaczek podrywa się nie dlatego, że jedna zakwakała, lecz dlatego, że się poderwała."