ryuurui pisze:Wez wybory jako jeden przyklad. Przeciez to jest jakas porazka.
Rozwiniesz? Ja też mam wiele negatywnych spostrzeżeń na temat wyborów, ale zastanawiam się czy myślimy o tym samym.
Mnie najbardziej nie podobało się to, że (w zasadzie głównie w małych miejscowościach) całe rodziny głosują na jednego kandydata, nawet jeśli niekoniecznie syn ma te same poglądy, co ojciec. Po wyborach, które niby mają być "anonimowe" do domu przychodzi kandydat, który wygrał (i na którego głosowano) dziękując za oddane głosy daj każdemu po dwa many na łebka... Po prostu
fail demokracji na całej linii.
W ogóle wybory w Japonii to ciekawa sprawa i właśnie teraz powstaje (mam nadzieję) warta przeczytania praca magisterska studentki japonistyki o partiach i wyborach w KKW.
Oj oj oni caly zcas tak pracuja. I system jest debilny, nie ma nic wspolnego z "perfekcyjnym pracownikiem" ale raczej z totalnym idiota.
A mi się właśnie wydaje, że dla takiej firmy japońskiej, gdzie systemy zarządzania są te same od 30 lat taki "perfekcyjny pracownik" to właśnie "totalny idiota", który nie będzie potrafił sam myśleć i być kreatywnym, bo nie od tego on w firmie jest. On ma robić dokładnie to, co się mu każe. I oni to przenoszą na rynki zagraniczne, bo w ten sam sposób traktują ludzi zatrudnianych w swoich fabrykach np. w Polsce.
A że pracują po kilkanaście godzin na dobę? Hmm, przecież oni nie pracują, tylko siedzą w biurze i wyrabiają godzin, żeby dobrze w oczach szefa wyglądać. Zresztą po co mają wracać do domu, skoro jak już było napisane, system zabił w nich indywidualność i ukrócił jakiekolwiek hobby, czy życie rodzinne. Japoński ojciec nie potrafi rozmawiać z żoną a już tym bardziej z własnymi dziećmi, więc lepiej dla niego, że wraca codziennie, jak wszyscy już śpią. Pamiętam sytuację sprzed pięciu lat z jednej z japońskich firm w Wielkopolsce, gdzie jeden z nowych japońskich supervisorów nie mógł zrozumieć, dlaczego facet, który skończył zmianę o 14.00 idzie do domu. "Co on tam będzie robił?!" "Przecież mógłby w firmie zostać!" itp. To nie jest normalne, ale oni w znacznej części tak funkcjonują. Chociaż z tego, co widzę młode pokolenie powoli, bo powoli, ale zaczyna się jednak budzić "do życia"...
A jeszcze a propos promocji Polski za granicą.
W Japonii (a zresztą w całej Azji) najlepsza promocja jest przez jedzenie. Oni uwielbiają jeść i najbardziej się zainteresują danym krajem, jeśli mają dostęp do restauracji serwującej np. polską kuchnię.
Cóż, nie wiem, czy któryś z was miał okazję być w polskiej restauracji w Nagoi? Miałem okazję tam pracować przez baaardzo krótki okres zanim to wszystko padło w cholerę. A padło, bo biznes był beznadziejnie zarządzany, cały czas przynosił straty. Był okres, że nie było nawet polskiego kucharza i "polskie" dania gotował Japończyk, a jak pierwszy raz miał zrobić bigos to jedna z kelnerek zadzwoniła do mamy i tłumaczyła kucharzowi co ma robić, bo ten zupełnie nie wiedział, czym jest bigos. Nie muszę chyba dodawać, że tej papce, która wyszła daleko było do bigosu.
Jasne, że nie można oczekiwać, iż prywatna firma będzie w Japonii na siłę Polskę promować, ale od tego mamy ambasady i PAIZ, żeby zachęcały ludzi do właśnie takich przedsięwzięć i nawet jeśli komuś raz się nie powiodło, w Japonii jest miejsce na co najmniej kilka polskich restauracji. Skoro białoruska w Tokio może być, to czemu polskiej miałoby nie być?
Btw, ta restauracja to była scheda po Expo w Aichi w 2005, gdzie cieszyła się ogromną popularnością a ludzie po Tyskie ustawiali się w dłuuuugiej kolejce.
Co do chamstwa w Japonii to na pewno jest go mniej niż w Polsce na ulicy. Jednak największym problemem Japończyków jest to, że oni nie potrafią zareagować, kiedy widzą, że np. pijany salaryman zaczepia kobiety w metrze. Nagle każdy udaje, że nie widzi. Zresztą zaczepiane kobiety też są tak zupełnie nieasertywne (w większości), że same nie potrafią sobie poradzić.
Wydaje mi się, że gdyby takie zachowania były na miejscu piętnowane przez społeczeństwo i ludzie reagowaliby na takie zachowania byłoby tego mniej i ludzie nie mieliby takiego rozdmuchanego przez media głównie poczucia wszechobecnego zagrożenia.