Nie wiem jak dodać tutaj te foty. Najlepiej jeśli ktoś chce, to może napisać do mnie, a ja mu wyślę na maila.
A oto odcinek czwarty mojej wyprawy do Japonii.
"Raz dwa trzy CZTERY... Zapraszam na...
"
Nio to do dzieła. Gardziołko bolało jeszcze rano, ale dali mi trzy tabletki do połknięcia, które oczywiście pogryzłam... Hehe To był very cudowny dzień.
Dostałyśmy od Yukio sake i miałyśmy gotowy prezent dla naszych faderów.
Potem Yukio zabrał nas do Yasu, gdzie na peronie czekała już na nas Misato - kuzynka Masayukiego. Przemiła dziewczyna! Jest katoliczką, co jest bardzo rzadkie wśród Japończyków, ponieważ tylko 1% wyznaje "naszą" wiarę. Robiliśmy z jej znajomymi i rodziną : ojciec - Chiaki, mama - Keiko, brat - Naoyuki; MOCHITSUKI, czyli ciasteczka z ryżu ze słodką fasolą w środku. Smaczne, ale na dłuższą metę zbyt słodkie. Nie to żeby japońskie jedzenie było niedobre! Jest pyszne, ale są pewne wyjątki, o których już wspominałam.
Jak zrobić owe ciasteczka? Najpierw ugniata się ryż, a raczej bije się go młotem drewnianym i polewa co chwilka wodą. Pare razy pozwolili mi uderzyć, ale z trudem mi się to udawało, bo młot nie należał do zbyt lekkich.
Ryż ten znajduje się w kamiennej misie. Gdy już będzie ubity, wałkuje się go, a potem robi z niego kulki, w których środek wkłada się masę ze słodkiej fasoli. Gotowe ciasteczka można podsmażyć na patelni. Dom Misato okazał się o wiele większy od domu "Tego, który nas tu przywiózł"
Wreszcie zjedliśmy normalne amerykańskie jedzenie i poczułyśmy się naprawdę lepiej.
W końcu jako Polkom jest trudno przyzwyczaić się do jedzenia, w którym przeważa ryż i ryby oraz zupka miso... Wieczorkiem Misato zabrała nas do ONSEN, czyli japońskiej łaźni, gdzie wystąpiłyśmy w strojach Ewy...
Były tam gorące źródła, sauna, jakuzi... Cudownie!!!!!! Poczułam się jak nowonarodzona!
Byłyśmy tam niestety tylko ponad godzinkę (a mogłyśmy być jak długo chcemy!), bo zauważono mój tatuaż i nas wyproszono. Oczywiście milusia Japonka powiedziała mi, że wie, iż nie jestem z mafii, ale taka jest procedura... Ja i Yakuza...
Do tej pory mi się chce z tego śmiać!
Ale jak wyszłyśmy, to Misato nie poskąpiła nam tej wygody jaką był masaż! Ty leżysz na fotelu, on Ci robi masaż! Przez cały kręgosłup przejeżdża Ci "coś", nie wiem jak to określić
Nogi masuje Ci coś innego... Po prostu niebo!!!!!
Gdy wróciłyśmy spałyśmy smacznie na futonach i muszę przyznać, że lepiej nam się spało niż dotychczas. Może to przez te lecznicze kąpiele.
Rano zjadłyśmy zamerykanizowane śniadanko i przyjechał po nas Masayuki. Zabrał nas od razu do Osaki! Śliczne miasto, takie młodzieżowe!
Widzieliśmy przepiekny Zamek Osaka oraz dzielnicę amerykańską.
Wieczorkiem oglądałyśmy w naszym pokoiku Japan Music Awards i po raz trzeci z rzędu wygrała Ayumi Hamasaki, na której cześć mam Xywę! Polecam jej utwory, sama nie omieszkałam zaopatrzyć się w jej płytę w Japonii!
Choć mam ich znacznie więcej!
Nio i o północy w Japonii był Nowy Rok, a tam nic się nie działo. A w Polsce była dopiero 16... Było nam smutno i o ósmej rano następnego dnia wstałyśmy specjalnie by powitać Nowy Rok w Polsce! Na tym skończę na dziś i kolejnym razem opiszę już nasz ostatni dzień i powrót do domu. Cmok! Ayu
I dodam jeszcze coś specjalnego..
Kireina aoi umi o aruite...