autor: Niniel91 » 16 listopada 2009, 01:08 - pn
Zdefiniowanie pojęcia artysty nie jest łatwe, szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy każda komercyjna gwiazda jest takim właśnie mianem określana. W rzeczywistości, bycie artystą nie polega jedynie na dobrym wykonywaniu swojej profesji, lub umiejętnej kreacji własnego wizerunku. Osobistości, o których chciałabym krótko napisać stworzyły coś niepowtarzalnego, fascynującego, zastanawiającego i dla mnie bezwarunkowo zasługują na miano tych prawdziwych artystów.
Yukio Mishima to według wielu opinii najważniejszy japoński pisarz XX wieku. Przeze mnie ceniony jest nie tylko za swoją twórczość literacką, ale również za wartości jakie wyznawał. Mimo, że nie wszystkie poglądy i co tu dużo mówić, obsesje Mishimy sama mogłabym kultywować, to podziwiam sposób w jaki poświęcił się obranej przez siebie ścieżce życiowej. Jeśli chcę powiedzieć cokolwiek o twórczości tego poety, to muszę też wspomnieć o jego życiu, a raczej o śmierci, którą przecież tak bardzo kultywował.
Yukio Mishima to dla mnie postać dziwna, a na pewno nieodgadniona, wręcz fanatyczna. Był mocno przywiązany do rodzimej tradycji, targany konfliktami, oddany fascynacji ludzkim ciałem, siłą i jak już wspomniałam- śmiercią. Sprzeciwiał się zatracaniu japońskiej tradycji, a tą formą sprzeciwu było rytualne samobójstwo- seppuku. O jego desperackim geście nie mogłam zapomnieć czytając “Umiłowanie ojczyzny”. Ta piękna, ale tragiczna i wzruszająca opowieść wywarła na mnie wrażenie, które ciężko mi opisać słowami. Podobnie było z „Na uwięzi”, która po prostu mną wstrząsnęła. Te opowieści wywarły na mnie największy wpływ mimo, że wszystko co Mishima napisał wydaje się godne uwagi i zastanowienia. Dlaczego zatem wyróżniam tylko te dwa tytuły? Przecież jego dorobek to ponad 40 powieści (a także dramaty, eseje...) Cóż, wydaje mi się, że rzadko bywa, aby pisarz stworzył coś naprawdę wybitnego i ponadczasowego, co może zapaść w pamięć na tak długi czas. W tych opowieściach miłość, życie, śmierć, uczucie, moralność, męstwo ma jakieś niewytłumaczalne, inne znaczenie niż to, do którego przywykłam. Opisane z tak wielką precyzją, emocjonalnością i czasem przerażającym naturalizmem, bardzo ukształtowały moje poglądy. Może jest to naiwne, ale w szkołach bardzo często karze nam się mówić, że dana lektura „skłoniła nas do refleksji”. Pewne jest jedno- mnie Mishima niejednokrotnie skłonił do refleksji, zupełnie innych niż te, które zapewniają nam lektury szkolne. Dlatego też zachęcam wszystkich do zapoznania się z tą może trudną, ale jakże wartościową twórczością. Yukio Mishima nie na darmo nazywany jest przecież „ostatnim prawdziwym samurajem” i co tu dużo mówić- prawdziwym artystą.
Kolejnym japońskim artystą, którego nie mogłabym pominąć jest Hideto Takarai, fanom japońskiej muzyki znany jako „HYDE”. Jest to postać bardziej „popkulturowa” i zapewne według niektórych, nie zasługująca na miano artysty. Dla mnie jednak jest to człowiek, który swoją muzyką wciąż zmienia moje nastawienie do świata, ludzi, uczuciowości, a także wzbudza zwykłą, ale jakże wspaniałą radość.
Zanim jednak o muzyce, najpierw chciałabym wspomnieć o samym Hyde. Na pewno jest to muzyk wszechstronny - jego talent to nie tylko cudowny, unikatowy wokal. Oprócz tego świetnie gra na gitarze, saksofonie, pianinie, harmonijce, komponuje, próbował swoich sił jako aktor. Wiadomo też, że umie całkiem nieźle rysować, o czym świadczą jego dziecięce marzenia o byciu mangaką.
Hyde fascynuje mnie nie tylko jako muzyk (tu samo nasuwa się słowo „artysta”), ale po prostu jako człowiek. Powoduje to jego specyficzny sposób bycia- mimo swojej pozornej otwartości, Hyde w wielu aspektach pozostaje dla mnie zagadką. Wydaje się być osobą wesołą, bezpośrednią, jednak wciąż niewiele mogę powiedzieć o jego poglądach, wartościach. Oczywiście, mogę o tym wnioskować poprzez interpretacje jego tekstów, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę solowe projekty. Faktem jednak pozostaje, że Hyde bardzo ceni prywatność, za co też w pewnym sensie go podziwiam, a na pewno szanuję. Muzyka jaką Hyde tworzy jest dla mnie jedyna, oryginalna, nie do podrobienia. I nie ważne czy biorę tu pod uwagę piosenki L’arc en ciel, czy jego solowe projekty. Nie umiem nawet opisać jak bardzo inspirujące są albumy „Faith”, „666”, albo jak na mnie działają piosenki „My dear”. „Kasou”, „Jojoushi”, „Ophelia”, „Dune”, „Loreley”, „Yuki no Ashiato”, „Forbidden Lover”… Mogłabym wymieniać bez końca. Nie chodzi tu jednak o same tytuły, ale o wartość, o piękno tych słów, tej muzyki, tej twórczości. Dodając do tego oryginalność Hyde, efekt jest wprost olśniewający.
Poprzez swoją muzykę i swoją osobowość Hyde dostarcza mi wielu emocji, nie tylko radość. Może to banalne, ale to przy „Perfect Moment” się wzruszam, a przy „Seventh Heaven” uśmiecham i mam ochotę tańczyć. Za to właśnie cenię Hyde-sama i wyróżniam z licznego grona japońskich muzyków, których mam okazję słuchać.
Zestawienie dwóch, tak różnych postaci może być dziwne, ale nie dla mnie. Kiedy przeczytałam konkursowy temat, od razu wiedziałam o kim powinnam napisać. Zapewne znalazłabym jeszcze kilka osobistości, którym zechciałabym poświęcić większą uwagę, jednak na razie skupiam się na tych. Artystów jest mnóstwo, cały czas się o nich słyszy, rozmawia, czyta. Jeśli chodzi o artystów japońskich to jesteśmy ich przecież w stanie wymienić tak wielu, i to w różnych dziedzinach.Warto się jednak zastanowić, czy każdy z nich na to miano w pełni zasłużył.